Pierwszy dzień w San Francisco wcale nie zapowiadał udanej wycieczki. Wszystko przez pogodę, która wahała się około 25 stopni (nie jest źle), ale towarzyszący jej wiatr, potrafi zmęczyć, szczególnie gdy po twarzy plączą ci się długie włosy. W San Jose (oddalonym ok. 40km, w którym mieszkałam) w tym samym czasie było 35 stopni, zero wiatru, żadnej chmurki, więc moje zdenerwowanie tylko wzrastało. Na szczęście około 14 rozjaśniło się i z każdym dniem było coraz to więcej słońca. Mówię tu tylko o San Francisco bo patrząc na całą Kalifornię, w większości miejsc termometr dochodzi aż do 40 stopni.
San Francisco to nie żadna Warszawa, do żadnego miasta w Polsce też nie ma porównania. Cudne uliczki, z pięknymi domkami (zwanymi Painted Ladies) w pastelowych kolorach. Moje ulubione to te w różowych i błękitnych odcieniach, są cudowne. Każda z kamieniczek położona jest na stromej ulicy, co dodaje uroku, a mi przypomina sceny z wielu filmów.
Warto też wspomnieć o Golden Gate (czerwonym moście) jednym z najpopularniejszych mostów na całym świecie. Myślałam, że most jak most, nic szczególnego... ale naprawdę robi on ogromne wrażenie. Prawie zawsze towarzyszy mu mgła, która przeszkadza zobaczeniu go w całości, ale nadal wygląda to niesamowicie i każdemu kto będzie w San Francisco polecam poświęcić minimalnie pół dnia na przejście/przejechanie nim, lub obejrzenie go z plaży.
Pier 39 - port jak wesołe miasteczko, wielkie molo na którym położone są małe sklepiki, kawiarnie, lodziarnie i budki z fast foodami. Kilka rzeczy wywarło na mnie uwagę. Corn Dogi, nie jem mięsa i oczywiście nie próbowałam, ale gdy tylko zobaczyłam budkę gdzie można było je kupić, skojarzyły mi się one z serialami na Disney. Zoltar, który przepowiadał przyszłość, kojarzył mi się szczególnie z "Czarodzieje z Waverly Place".
Ghiraldelii - wytwórnia czekolady podobno w smaku najlepszej na świecie. To właśnie w tym miejscu zjadłam najlepszy deser do tej pory. Lody waniliowe ze słonym karmelem i dużą ilością najlepszej, gęstej, słodko-gorzkiej czekolady.
Kalifornia to podobno najpiękniejszy stan w Ameryce. Nie będąc we wszystkich, nie mogę tego potwierdzić, ale po tym co zobaczyłam do tej pory, jest najpiękniejszym miejscem w którym byłam.
Co jeszcze ciekawego w San Francisco? Chinatown, wyodrębniona chińska dzielnica w samym centrum, ale o tym następnej notce.
A ja właśnie wychodzę zwiedzać nocą Las Vegas!