Druga szansa dla awokado

  Kiedy wiesz, że za godzinę czeka cię cały dzień nauki, chcesz przez ten czas jak najlepiej wypocząć, aby mieć dużo energii. Po szkolnym tygodniu, w weekend ogarnia mnie zmęczenie. Kiedy się budzę, jedyne na co mam ochotę to dzień spędzony w łóżku. Najlepiej bym z niego nie wychodziła.


  Trzeba jednak wstać, ubrać się, pościelić łóżko, zjeść śniadanie, a potem czekają już tylko podręczniki i praca domowa. Przepyszne śniadanie to podstawa mojego weekendu. Bez niego się nie obejdzie. Znienawidzone przeze mnie awokado dostało drugą szansę. W sałatce i na kanapce na surowo nigdy mi nie smakowało. Pomijając guacamole, którym objadałam się będąc w Ameryce. Teraz spróbowałam go pod inną postacią. Upieczone awokado z jajkiem mogłabym jeść codziennie.

  Przygotowanie takiego awokado to nic trudnego, a co najważniejsze nie zabiera nam zbyt dużo czasu. Faktycznie pieczenie trwa aż 25 minut, ale przez ten czas przecież nikt nie każe nam stać z wlepionym wzrokiem w piekarnik, odliczając minuty do oczekiwanego śniadania.

 Jak przygotować takie śniadanie? Już wam piszę, to mega proste.

Potrzebujesz:
1 dojrzałe, miękkie awokado
1 jajko
pieprz
sól
koperek/natkę pietruszki

  Piekarnik nastaw do 200°C i zaczekaj, aż się rozgrzeje. W tym czasie awokado przekrój na pół i wyjmij z niego pestkę. Całe jajko na pewno się nie zmieści, więc na oko wlej tyle, aby się nie wylewało. Teraz wsadź awokado na 25 minut do piekarnika. Upieczone posypujemy pieprzem, solą, koperkiem lub natką pietruszki. To tyle, już gotowe!
Smacznego!


25 lutego 2017 - 4 komentarzy

Nie poddawaj się

   O tym mówi się w kółko. Każdy potrafi ględzić na ten temat. Słyszymy to hasło niezliczoną ilość razy, a pomimo, że każdy z nas jest dobrze zapoznany z tym słowem, nie zawsze postępuje zgodnie z tą krótką instrukcją.


Nie poddawaj się!

  Oklepany zwrot, oklepany temat. Nie bez powodu słowa te zawsze są w pobliżu. Nie wystarczy jeden dzień, aby zmienić się na lepsze, osiągnąć cel. Bez względu na to nad jakim celem się pracuje, nie wolno o nim zapominać, przerywać go. Efekty mogą być godne podziwu, ale tylko wtedy gdy w 100% dojdziemy do niego. To nie dzieje się z dnia na dzień, żeby coś osiągnąć, trzeba ciężko pracować. Łatwym przykładem jest odchudzanie, które jest zmorą większości z nas. Nie wystarczy na kartce rozpisać treningu i ułożyć idealnego jadłospisu. Żeby coś osiągnąć, trzeba wykonać krok do przodu. Trzeba ciężko nad tym pracować, wtedy efekty będą powodem do dumy. Pomyśl nad tym co chciałbyś wprowadzić do swojego życia jako dobrą zmianę. Idź za tym. Moim celem jest zdrowsze odżywianie i wprowadzenie aktywności. Przyłożę się do tego. Najłatwiejszym sposobem jest, aby każdego dnia robić przynajmniej jedną rzecz, która przybliży nas do spełnienia marzenia.


Kurtka -  | Sweter - H&M | Spodnie - Mango | Buty - Vagabond

19 lutego 2017 - 9 komentarzy

Kalifornia 2016 | Podsumowanie

  Posty z podsumowaniem roku to coś, co sprawia mi ogromną radość. Wybierając zdjęcia, które wam udostępnię, wszystkie wspomnienia natychmiastowo wracają.



  Moje wakacje zaczęły się dosyć wcześnie, bo pod sam koniec maja. Zamęczałam Was tutaj wieloma postami z tego miejsca. Chodzi mi oczywiście o Kalifornię. Głupio się przyznać, ale przed wyjazdem nie marzyłam za bardzo o podróży do Stanów. Oglądanie zdjęć z tego miejsca, sprawiało mi przyjemność, wszystko wyglądało jak z innego świata. Jednak moim największym marzeniem od zawsze był Londyn (w którym znalazłam się w 2016 roku, aż dwa razy, szkoda tylko że na lotnisku haha), oczywiście do czasu, aż nie dowiedziałam się, że mam możliwość spędzenia wakacji w Kalifornii i pobliskich stanach. Od tamtego momentu końcówka maja była najbardziej wyczekiwanym przeze mnie okresem w 2016 roku.

   Jestem z siebie dumna, że walizka zamknęła się bez problemu, co więcej waga także nie przekraczała limitu. To był wyczyn, ponieważ pakowałam się na całe 22 dni. Sam lot wywołał we mnie wiele emocji. Szczerzę mogę powiedzieć, że nienawidzę latania i zawsze się tego boję. Mój najdłuższy lot do tamtej pory trwał 2 godziny. Myśl o 12 godzinach z dodatkową przesiadką wywoływała u mnie ból brzucha. Nie spałam cały lot, oglądałam seriale Disneya, wiercąc się ciągle, ponieważ nie mogłam znaleźć wygodnej pozycji.


   Gdy wylądowaliśmy na miejscu, dopiero uwierzyłam, że na prawdę tu jestem. Od samego wyjścia z samolotu, byłam pod wrażeniem i chciałam zobaczyć jeszcze więcej. Szeroka ulica z żółtymi pasami, ogromne znaki, żółte, szkolne autobusy, jak wyjęte z amerykańskiego filmu i nowoczesne budynki to coś, co zobaczyłam wychodząc z lotniska. Niby coś zwyczajnego, a jednak wyglądało zupełnie inaczej niż w Polsce...

  A co dalej? Stwierdziłam, że pisanie tego posta zajęła by mi wieczność. Same zdjęcia idealnie opiszą wszystko, co zwiedziłam, zobaczyłam. Więc zapraszam do oglądania.
 



2 lutego 2017 - 7 komentarzy

La la... 26.01.2017

   Właśnie siedzę w autobusie i za chwilę będę na przystanku. Zamarznę, jeżeli będę musiała iść sama do domu. Niby to tylko 10 minut, ale zima w tym roku dała o sobie znać. Nienawidzę, gdy w drodze do domu muszę iść po nieodśnieżonym chodniku. Wyglądam wtedy jak bym nie potrafiła chodzić... Nie o tym chciałam pisać, wiec wróćmy do tego, że siedzę w autobusie. Lekko się uśmiecham bo ten dzień był naprawdę udany. Mam ferie, więc ze wstawaniem w czwartek o 11 nie ma problemu. Schodzę na dół i jak zawsze nie mogę znaleźć czegoś smacznego na śniadanie. Mam już dość kanapek i tostów. Przejadły mi się. W moim domu nigdy nie brakuje składników na naleśniki, więc jest to najlepsze rozwiązanie na dzisiejszy dzień. Niestety przygotowanie ich jest trochę pracochłonne, ale już po godzinie mogłam rozkoszować się nimi, polanymi syropem klonowym i dżemem malinowym. Pycha. Zjadłam, ubrałam się i pomalowałam. W międzyczasie zadzwoniłam do przyjaciółki. O 14 razem z chłopakiem, u mnie w domu, dokończyliśmy film "Praktykant". Film był świetny, przepełniony pozytywną energią, więc polecam go obejrzeć każdemu. O 15:40 mieliśmy autobus, gdyby nie to, że biegliśmy na pewno byśmy nie zdążyli. Chyba pierwszy raz w życiu nie mogłam, przez chwilę złapać oddechu, ten bieg mnie wymęczył. Muszę popracować nad kondycją, ale samo to, że zdążyliśmy - ah jestem dumna - haha. Teraz coś na co czekałam od pojawienia się premiery, szczególnie wtedy, gdy dowiedziałam się, że gra w nim jedna z moich ulubionych aktorek - Emma Stone. Chodzi oczywiście o musical "La la land". Przyjaciółka trochę mnie wystraszyła, mówiąc, że film był nudny, a podczas ostatniej piosenki czekała tylko jak się skończy, ale nie zmieniło to mojej chęci zobaczenia filmu. Przed kinem razem z Kubą kupiliśmy zapas jedzenia: czekotubki i paluszki sezamowe. Paluszków trochę zostało. Właśnie trzymam je w torebce i nie mogę się doczekać, jak zjem je w domu popijając zieloną herbatą. Pierwsze 15 minut filmu zanudziło mnie, a przez opinie innych myślałam, że będzie już tak do końca. Film jak dla mnie okazał się rewelacyjny. Gra Emmy Stone i Ryana Gosling'a była perfekcyjna. Sam scenariusz trochę zakręcony, ale to właśnie czyni ten film wyjątkowym. I ta muzyka, której słucham teraz na okrągło... Właśnie wracam autobusem i jak już pisałam ten dzień był bardzo udany. A to tylko jeden dzień wyrwany z moich niestety dobiegających końca ferii. A wy jak je spędziliście lub macie zamiar spędzić?



Zdjęcia Madzik, dziękuje!

 Koszula - Zara | Spódnica - Bershka | Buty - Vagabond | Płaszcz - Kookai |
27 stycznia 2017 - 9 komentarzy

Nie będę nieśmiała

  Jestem w szoku, jak szybko mijają chwile. Przykład, jaki teraz przytoczę może być lekko śmieszny i naprawdę głupi. Jestem osobą, która uwielbia robić zdjęcia jedzenia, szczególnie kiedy jestem w restauracji i estetyka jego wykonania jest idealna, kusi mnie do zrobienia chociaż jednej fotki komórką. Zawsze mi głupio i lekko chowam się przed innymi robiąc zdjęcie. Na szczęście komórka jest mała, więc żaden problem, najczęściej nikt nie zauważa, poza tym w tych czasach chyba większość przyzwyczaiła się do widoku ludzi fotografujących wszystkie rzeczy. Ostatnio z przyjaciółką, całe przemarznięte poszłyśmy do kawiarni w celu ogrzania się. Przepyszne ciastko z malinami i borówkami, zielone i czerwone herbatki w czajniczkach wyglądały przecudownie szczególnie, gdy za oknem można było podziwiać zaśnieżone ulice. Wybrałyśmy miejsca przy oknie, na którym wisiały lampki. Wszystko wyglądało tak ładnie. Oczywiście wyciągnęłam telefon, żeby uwiecznić chwilę - to pewna forma pamiątki. Miałyśmy ze sobą lustrzankę, a logicznym jest, że wykonuje ona lepsze jakościowo zdjęcia. Strasznie chciałam uwiecznić chwilę na aparacie, ale wstydziłam się tych wszystkich osób siedzących przy innych stolikach. Wstydziłam się, co sobie o mnie pomyślą. Ciastka były już zjedzone. Zostały tylko czajniczki i kubki. Nadal wyglądało to ładnie, ale nie aż tak. Wyciągnęłam aparat. W porównaniu do komórki nie dało się być już dyskretnym, jeszcze ten dźwięk, który słychać przy cyknięciu, każdego zdjęcia... Przemogłam się i zrobiłam kilka. Teraz mam śliczną pamiątkę. Szkoda tylko, że nie uwieczniłam na niej tych przepysznych ciastek. Innym razem na pewno będę miała już odwagę. Do czego zmierzam? Może przynajmniej połowa z was domyśliła się, już tłumaczę. Moim zdaniem ważne jest, aby zawsze dążyć do upragnionego celu, nie zwracając uwagi na opinię innych. Ciastko było już zjedzone, a ja dopiero wtedy wyciągnęłam aparat... Jeśli czegoś naprawdę pragniemy, nie zwracajmy uwagi na przeszkody. Życie jest za krótkie na przejmowanie się opinią innych. Czasami przez bycie nieśmiałym możemy stracić świetną okazję do odniesienia sukcesu, albo spełnienia zachcianki.

Zdjęcia - Madzia, dziękuje!

|Golf - Zara | Sukienka - H&M | Futerko - TKMaxx | Buty - Deezee |
19 stycznia 2017 - 14 komentarzy
Copyright © 2009–2017 Joanna Szwed
Template: Wojtokuba.pl